Nowe życie mebli, które po renowacji stały się ozdobą dziecięcych pokoików
O pomysłach i sposobach, jak całkowicie odmienić wygląd starych zniszczonych mebli nadając im tym samym nowe życie, dowiemy się odwiedzając profil Katarzyny Wolskiej cozagraty na Instagramie.
Skąd wzięła się ta intrygująca nazwa profilu „cozagraty”?
Zakładając konto chciałam, by jego nazwa kojarzyła się z meblami. A że rzeczy, które przerabiam początkowo nie wyglądają olśniewająco, więc określenie „co za graty!” doskonale je definiuje. Czasem kiedy kupuję czy znajduję jakiś mebel, mój mąż z niedowierzaniem pyta: „Ale na pewno chcesz to przywieźć?”A ja po prostu widzę w nich potencjał… Ta nazwa jest też lekko ironiczna, bo można ją odczytać także jako oburzenie, że ktoś takie piękne meble nazywa gratami (co za graty?!). Z wykształcenia jestem filologiem, więc ukryłam w nazwie taką subtelną dwuznaczność.
Proszę nam zdradzić, gdzie wynajduje Pani te wszystkie meblowe Kopciuszki, które tylko czekają na odczarowanie przy pomocy Pani rąk?
Meble zwykle pochodzą z dwóch źródeł. Niektóre z nich kupiłam za grosze na portalach z rzeczami z drugiej ręki. Inne po prostu znalazłam – uwielbiam czas, kiedy w naszej okolicy pojawia się gratowóz, a sąsiedzi wystawiają stare meble przed dom. Niejednokrotnie znajduję na takich wystawkach prawdziwe skarby. Myślę, że każdy, kto choć raz przyniósł do domu tego typu rzecz, doskonale rozumie to charakterystyczne, przyśpieszone bicie serca i towarzyszące temu emocje.
Czy poszukuje Pani na aukcjach internetowych konkretnych mebli, które są potrzebne, czy zakup to raczej impuls pod wpływem chwili?
Na pewno nie jestem w tej dziedzinie minimalistką, która kupuje meble tylko wtedy gdy są potrzebne. Bardzo często noszę w głowie wizje – wyobrażam sobie jak dane pomieszczenie mogłoby wyglądać. Co chciałabym w nim umieścić i jakie byłyby jego funkcje. Niestety moje projekty rzadko znajdują odwzorowanie w gotowych produktach albo meblach dostępnych w sklepach. Wtedy zaczynam przeglądać oferty mebli z drugiej ręki. Tak było na przykład z naszymi kolorowymi witrynkami. Wymarzyłam sobie ciemnozieloną biblioteczkę na ludwikowskich nogach, ale nigdzie nie mogłam takiej znaleźć. W końcu na olx odkryłam przepiękną szafkę, która idealnie nadawała się na bazę do mojej witrynki. Dalej wszystko potoczyło się samo.
Czy widząc mebel od razu ma Pani pomysł na jego ostateczny wygląd?
Tak i muszę przyznać, że do niedawna sądziłam, że takie wizje są oczywiste. Dotychczas sądziłam, że potencjał starych, nie oszukujmy się, często brzydkich mebli, jest nie do przeoczenia. Ale dało mi do myślenia to, jak po jednej z pierwszych metamorfoz mój mąż powiedział wprost, że nie spodziewał się aż takiego efektu. Czasem jest tak, że przez długi czas noszę w głowie pomysł na mebel, a dopiero po kilku miesiącach znajduję grat, który się nadaje. Pomysł jest więc zawsze pierwszy.
Zresztą czasem bywa tak, że jakaś rzecz po prostu wpadnie mi w oko i ląduje w naszym domu spontanicznie. Kiedyś mąż pojechał po mebel i na miejscu zobaczył, że poza gratem który kupujemy, właściciel jest też w posiadaniu rzeczy, której od dawna szukam. Zaczął negocjować ze sprzedającym, jednak nie chciał on się pozbywać wiklinowej etażerki, którą trzymał w szopie. Mąż wrócił wówczas tylko z meblem, po który pojechał… Jednak po tygodniu sprzedawca sam do nas zadzwonił, że zmienił zdanie i jest gotów odsprzedać nam etażerkę.
Są jakieś anegdotki lub zabawne historie związane z Pani pasją?
Kilka lat temu wymarzyłam sobie biurko zrobione ze starej ławki szkolnej Tranås Skolmöbler. Przeszukałam wszystkie portale ogłoszeniowe i nawet rozpowiedziałam przyjaciołom, że szukam właśnie tej ławki i nic. W pewien grudniowy wieczór pojechaliśmy do znajomego, żeby zawieźć mu zakupy. Kiedy wysiadałam z samochodu w jego garażu, w zupełnej ciemności potknęłam się o duży przedmiot. Po włączeniu światła okazało się, że to poszukiwany przeze mnie mebel, model z 1972 roku. Kolega zaczął mnie przepraszać i tłumaczyć, że właśnie sprząta piwnicę i przygotował sobie rzeczy do wywozu na gratowisko. W taki oto sposób weszłam (dosłownie) w posiadanie wymarzonej ławki.
A jak domownicy i znajomi reagują na Pani pasję?
Mąż bardzo mi kibicuje. Dzieci szczerze cieszą się z mebli, które dla nich odnowiłam, czasem same snują plany co jeszcze chciałby mieć w pokojach. Przyjaciele podsyłają mi zdjęcia ze swoich piwnic z pytaniem które krzesło wybieram.
Czy jest taki przerobiony mebel, z którego jest Pani wyjątkowo dumna?
To chyba zawsze ten ostatni, najnowszy. Każdy z mebli jest w jakimś sensie najlepszy. Niektórych, tak jak ławki szkolnej, szukałam bardzo długo i dlatego wyjątkowo cieszy mnie ich znalezienie. Inne były w tak fatalnym stanie, że jestem dumna z ich uratowania. Jeszcze inne trafiły do mnie przypadkiem, więc cieszę się, że po prostu są. Często, kiedy sprzątam dom z uśmiechem patrzę na nasze graty. Każdy mebel to inna historia i nowy powód do dumy.
Proszę nam zdradzić, jak to się robi, że przy trójce dzieci znajduje się czas na renowację mebli?
Myślę, że bez trójki dzieci ta pasja nigdy by się nie narodziła! Metamorfozy mebli to mój sposób na relaks i odskocznia od codziennych zajęć. Szlifując mebel robi się bardzo dużo hałasu i bałaganu, więc najlepiej jeśli mama jest wtedy sama. To doskonały czas na przewietrzenie głowy. Malowanie i lakierowanie zajmuje kilka dni, ale praca podzielona jest na krótkie etapy. Maluję jedną warstwę, a później kilka godzin czekam aż całość dobrze wyschnie. Mogę zatem jednocześnie odnawiać mebel i zajmować się dziećmi. To idealne połączenie. A poza tym moim ogromnym wsparciem jest mąż, niezastąpiony w transporcie, docinaniu i precyzyjnym obliczaniu wymiarów. Jeśli muszę coś skrócić albo wyciąć to zwracam się do niego.
Przejdźmy do tematu pokoików dzieci. Jakim posługiwała się Pani kluczem w ich urządzaniu?
Mamy troje dzieci, a każde z nich jest zupełnie inne, ma indywidualny temperament i własne zainteresowania. Urządzając ich pokoiki staraliśmy się dopasować wnętrze do mieszkańca. Dzieci mogły same decydować o wyborze kolorów i dodatków. Mówiły na przykład, że chciałby konkretny odcień, motyw albo temat, a ja potem wyszukiwałam kilka propozycji, które podobały się także nam, rodzicom, i później na tej podstawie dogadywaliśmy szczegóły. Był to zatem wybór odrobinę kontrolowany.
Tak żeby i wilk był syty i owca cała?
Dokładnie tak! A tak na poważnie, to muszę przyznać, że nasze dzieci mają bardzo podobne do nas poczucie humoru i estetyki, więc nie było tutaj większych sporów. Chociaż czasem zdarza się, że pomysły dzieci mnie zaskakują… Na przykład najstarszy syn wymarzył sobie czarną ścianę i choć opierałam się dobry miesiąc, to po przemalowaniu fragmentu pokoju na czarno byłam zachwycona uzyskanym efektem. U najstarszego króluje motyw lego, bo klocki to jego wielka pasja. Pokój ma lekko industrialny charakter i z uwagi na to, że to przestrzeń (prawie) nastolatka, to najrzadziej pojawia się na zdjęciach.
Nasza córka to dziewczynka o wielkim sercu i charakterze. W jej pokoju postawiliśmy na motyw królików. Naklejki i kolory wybierała samodzielnie, ale efekt końcowy to niespodzianka, bo czasie, kiedy remontowaliśmy jej pokój, była akurat na krótkich wakacjach u dziadków. Dominika uwielbia programy telewizyjne, w których ekipy przemieniają domy bohaterów, więc taka forma metamorfozy jej pokoju dostarczyła jej naprawdę dużo frajdy.
Nasz najmłodszy synek wprowadził się do swojego pokoju kiedy miał zaledwie rok, więc motyw lasu wybraliśmy za niego. Po prawie 3 latach nadal świetnie czujemy się w tej przestrzeni i mamy do niej szczególny sentyment, bo dziadek (a mój tata) był leśnikiem.
Skąd czerpie Pani inspiracje urządzając wnętrza?
W aranżacji domu stawiamy na aspekt praktyczny. Wnętrza mają odpowiadać aktualnym potrzebom naszej rodziny (a te zmieniają się bardzo dynamicznie). Estetyka i spójność całego mieszkania jest dla mnie ważna, bo dobrze czujemy się w harmonijnej, jasnej i przytulnej przestrzeni, ale wprowadzając nowe rozwiązania zawsze myślimy o tym jak sprawdzą się one przy dzieciach. Nasz dom jest więc wypadkową marzeń, wizji i życia.
Poza całkowitym przerabianiem wyglądu mebli i nadawania im nowego życia, ostatnio dodatkowo zaprojektowała Pani nawet dom! I to piętrowy!:-) Tutaj dla uściśnienia musimy dodać, że w domku zamieszkała urocza liczna mysia familia…
Tak, nasz dotychczasowy domek okazał się za mały na stale powiększającą się rodzinę myszek. Wybudowaliśmy im więc nowe lokum. W pewien niedzielny wieczór naszkicowałam projekt, a mój niezastąpiony mąż przeniósł go 1:1 do rzeczywistości. Trzy dni pracy ze sklejką i drewnem zaoowocowały willą dla myszy.
Kto z domowników jest największym fanem myszek?
W tej kategorii prowadzimy z córeczką ex aequo. Chociaż muszę przyznać, że to ja zaczęłam przygodę z myszkami.
Na zakończenie proszę nam jeszcze wyjawić, jakie ma Pani dalsze plany lub marzenia, związane z Pani pasjami?
Moim marzeniem jest dokończenie remontu domu. Planujemy zrobić dzieciom osobną bawialnię, choć z uwagi na ich wiek będzie to już bardziej pokój do spotkań z przyjaciółmi, których niemal codziennie goszczą. Przygoda z przerabianiem mebli też jest niezwykle wciągająca. Mam nadzieję, że przede mną jeszcze wiele udanych metamorfoz.
Wobec tego trzymamy mocno kciuki za remont i dalsze meblowe metamorfozy. Dziękujemy za rozmowę.
Rozmawiała Sylwia Milewska